Styczeń, mniej więcej drugi lub trzeci tydzień nowego roku. Dzwoni telefon.
– Dzień dobry, czy mógłby mi Pan pomóc w przygotowaniu do matury z historii?
– Mówimy o tej za kilka miesięcy czy w przyszłym roku?
– Nie, chodzi o tegoroczną…
Mniej więcej co roku zdarza się przynajmniej jeden lub dwa telefony osób, które postanawiają szukać pomocy w przygotowaniach do egzaminu. Zazwyczaj takim momentem granicznym jest właśnie okres pomiędzy feriami. Studniówka zbliża się wielkimi krokami, ale każdy czuje, że po niej pozostanie już wyłącznie ostatnia prosta do majowych egzaminów.
Dla niektórych ten ostatni fragment to właśnie czas decydujących powtórek – takie osoby również potrzebują pomocy i zwracają się np. z prośbą o konsultacje w sprawie rozwiązywania testów, czy wypracowań. I jest to całkowicie zrozumiałe, gdyż przyswojenie wiedzy nie jest równoznaczne z umiejętnością rozwiązywania arkuszy – to często dwie osobne materie.
Mówi się zresztą, że matura to bardziej nauka rozwiązywania testów niż gromadzenie ogólnej wiedzy z samego przedmiotu. Moim zdaniem, coś jest na rzeczy, ponieważ bardzo często kluczem do dobrego wyniku na egzaminie jest selekcja przyswajanych treści i umiejętność wykorzystania swojej nabytej wiedzy.
Sytuacja wyglada jednak trudniej w przypadku innej grupy adeptów, którzy w styczniu postanawiają…dopiero ruszyć z rzeczywistym przyswajaniem wiedzy. Dla nich to dopiero początkowa faza przygotowań, budowa fundamentów, na bazie których można dopiero skutecznie przystępować do arkuszy.
Dlatego zawsze, ale to zawsze przy takich rozmowach muszę od razu zadać to jedno pytanie:
– Ale wiesz, że to się MOŻE nie udać?
Celowo postanowiłem tutaj podkreślić słówko „może”, aby nie zarzucono mi, że próbuję tutaj demotywować uczniów na dzień dobry. Nie w tym rzecz, we współpracy staram się właśnie być bardziej przyjacielem i wsparciem, aniżeli surowym trenerem i krytykiem.
Pierwszy krok
Uważam jednak, że na początku takiej współpracy najważniejsza jest szczerość. Zarówno wobec innych, ale jeszcze bardziej samego siebie.
Nikt z nas nie lubi przyznawać się do błędów, ale niestety – powiedzmy sobie to wprost – rozpoczęcie przygotowań do egzaminu maturalnego na tzw. 100 dni przed egzaminem jest nietrafioną decyzją, która może rzutować na potencjalnym wyniku. Może, ale wcale nie musi, co za chwilę postaram się przytoczyć na kilku przykładach.
Niemniej tak, nie jest to najwygodniejsza opcja, tylko spore utrudnienie. I jeśli chcemy sobie z nim poradzić, musimy przede wszystkim postawić sobie samemu spore wymagania na tych kilka tygodni. Poprzeczka jest już bowiem zawieszona wysoko i do jej pokonania będziemy musieli wskoczyć na wyżyny swoich możliwości.
Czy zatem można ją w ogóle pokonać?
Tak, można. Ale pod pewnymi warunkami.
I właśnie pierwszym z nich jest przyznanie się przed samym sobą, że zacząłem zbyt późno, bez szukania usprawiedliwień. Nie chodzi tu o samobiczowanie się, lecz zrozumienie wyzwania, jakie stoi przed nami.
Determinacja kluczem
W trakcie swojej dydaktycznej przygody miałem przyjemność współpracować z dwoma uczniami, którzy właśnie swoje przygotowania ze mną rozpoczęli w okolicach ferii zimowych. I mogę ich z czystym sumieniem zarekomendować jako przykłady osób, które od samego początku były świadome ogromnej pracy do wykonania. Dzięki temu potrafili wykazać się sporą determinacją, która ostatecznie pomogła w osiągnięciu bardzo dobrego rezultatu na maturze.
Pierwszy z nich, Piotr trafił pod moje skrzydła w lutym, dosłownie 2,5 miesiąca przed maturą. Od samego początku miał świadomość, że musimy rozpocząć od najwcześniejszych tematów. Podstawa programowa do matury rozszerzenia z historii zwyczajowo jest podzielona na cztery części podręcznika – to łącznie tysiące stron i kilkaset tematów do ujęcia. Wielu mogłoby się załamać już na starcie, ale Piotr od początku był gotowy, by rozpocząć walkę.
Przez tych kilka tygodni spotykaliśmy się kilka razy w tygodniu tocząc długie, interesujące dyskusje i rozprawiając się z kolejnymi materiałami. Miedzy naszymi konwersacjami Piotrek musiał samodzielnie przerabiać czasem i po 2-3 działy z podręcznika – mówimy tu zatem o kilku skumulowanych sprawdzianach lub kilkunastu kartkówkach. Nie mówiąc już o tym, że jeszcze należało szlifować umiejętność pisania wypracowań. Piotrek jednak sumiennie realizował kolejne zadania, poświęcał na nie mnóstwo czasu. Efekt? Na maturze rozszerzonej osiągnął wynik w okolicach 80 %.
Zatem da się, prawda? Owszem, jak najbardziej – Piotrek to znakomity przykład, że można zacząć od zera i w 2-3 miesiące ogarnąć całą maturę. Nic nie stoi na przeszkodzie byś i Ty próbował od zera.
Ale, ale…
W przypadku Piotrka musimy jeszcze wspomnieć o dwóch ważnych czynnikach.
Po pierwsze, Piotrek był już absolwentem, który nie musiał przygotowywać się do innych matur, dlatego mógł się w pełni skupić wyłącznie na historii. Matura była mu potrzebna do zmiany studiów.
Po drugie, Piotrek był miłośnikiem historii, którą zreszta pózniej zaczął studiować – ten punkt także nie jest bez znaczenia.
Ku pokrzepieniu serc, nie trzeba być absolwentem, aby poradzić sobie z omawianym wyzwaniem. W tym miejscu chciałbym przedstawić historię drugiego ucznia.
Wyścig z czasem
Jakub był w klasie maturalnej na profilu matematyczno-fizycznym. Profile szkolne w liceum ogólnokształcącym nie determinują jednak niczyjej przyszłości, a czasem mogą nawet pewne plany zweryfikować. Z tego też powodu decyzja Jakuba o podjęciu walki z maturą z historii nie powinna być wielkim zaskoczeniem. Co ciekawe jednak, Kuba mial w planach również maturę z rozszerzonej matematyki. I właśnie to w pierwszej kolejności odróżniało go do przypadku Piotrka, gdyż musiał łączyć przygotowania do różnych przedmiotów.
Kuba – podobnie jak Piotr – wykazał się jednak pełna świadomością stojącego przed nim wyzwania. Chociaż miał już za soba kilka przerobionych rozdziałów, uznaliśmy że spróbujemy od samego początku, aby budować fundamenty chronologicznie.
Podobnie, jak miało to miejsce w przypadku poprzedniej historii, z Jakubem spotykaliśmy się przynajmniej dwa razy w tygodniu, aby utrwalić kolejne materiały i tematy, a także rozwiązywać testy i ćwiczyć wypracowania. Nie brakowało tutaj długich, ciekawych rozmów i fajnych, konstruktywnych spostrzeżeń, które mogliśmy wykorzystywać do dalszej pracy. Jakub okazał się nie tylko bystrym, oczytanym uczniem, ale też osoba zainteresowaną historią, co mocno ułatwiło przygotowywania. Rozwinę ten wątek w którymś z następnych wpisów.
W odróżnieniu jednak od Piotrka, z Jakubem nie mogliśmy sobie pozwolić na pełna swobodę czasową. Bardzo szybko okazało się, że przygotowania do pozostałych egzaminów wymagają od nas większej elastyczności. Czasem niektóre zajęcia musieliśmy skracać, przesuwać lub na bieżąco nawigować. Kiedy masz przed sobą egzaminy maturalne, im bliżej tym bardziej musisz iść czasem na ustępstwa. Szkoła przecież pracuje swoim trybem i odbywają się nie tylko lekcje, ale też sprawdziany, kartkówki i próbne matury. Dzisiaj człowiek uczęszcza też na różne zajęcia popołudniowe, które także mają pomóc w przygotowaniach. Nie brakuje także w życiu nieprzewidzianych sytuacji, które czasami zmuszają nas do zmiany planów np. Choroba czy ważne wyjazdy prywatne lub służbowe. Wreszcie, jesteśmy tylko ludźmi i czasem potrzebujemy chwili odpoczynku.
Te wszystkie czynniki sprawiły, że ostatecznie nie zdążyliśmy wspólnie przerobić wszystkich tematów. Życie zweryfikowało nasze plany i sprawiło, że Kuba musiał wykonać jeszcze wiele pracy samodzielnie. Jego determinacja oraz pasja do historii i wiedza okazały się jednak na tyle silne, że udało mu się napisać maturę na 70%. Muszę przyznać, że gdy się o tym dowiedziałem, byłem od absolutnym wrażeniem.
Rezultat Jakuba był dla mnie niewątpliwym potwierdzeniem, że musiał on naprawdę dużo czasu poświęcić na samodzielną naukę. Wymagało to od niego mnóstwo silnej woli, ale też samodyscypliny i organizacji swojego czasu. Efekt końcowy pokazał jednak, że jest to możliwe.
Kuba – wielki szacunek. Ten wynik to Twój wielki sukces.
Czyli da się?
Wróćmy zatem do pytania zawartego w tytule? Czy można przygotować się od stycznia przygotować się do egzaminu maturalnego? Abstrahując od tego, czy to dobry pomysł – te dwie historie pokazują, że wszystko jest możliwe.
Ale na początku musimy być wobec siebie szczerzy.
Dlatego powiem wprost – jest to cholernie duże wyzwanie.
I wiele osób nie zdoła sobie z nim poradzić.
Nie możemy bawić się w coaching i udawać, że wszystko jest możliwe i każdy jest w stanie nauczyć się w 2,5 miesiąca. To piękne założenie, ale oparte często na naszych życzeniach i nierealnych oczekiwaniach.
Tymczasem aby rozpocząć przygotowania dopiero w styczniu musimy być REALISTAMI, nie MARZYCIELAMI.
Powiedz to sobie wprost
Dlatego – jeśli to czytasz maturzysto – mam dla Ciebie kilka osobistych rad, które przyjmij za dobrą monetę, jeśli oczywiście chcesz.
1) Przede wszystkim, uświadom sobie skalę wyzwania. Nie oszukuj samego siebie, lecz przyjmij do wiadomości, że pozostało Ci mało czasu i mnóstwo pracy do wykonania. Straconych miesięcy już nie odzyskasz, to prawda. Ale zakładając, że jakoś to będzie i „wystarczy coś poczytać” oszukujesz sam siebie. A tu chodzi o przyjęcie odpowiedniej postawy na start.
2) Odpowiedz sobie absolutnie szczerze na kilka bardzo istotnych pytań:
-
- Czy jestem gotów na ogrom pracy przede mną do wykonania?
-
- Czy mam w sobie wystarczajaco dużo samodyscypliny, aby pracować codziennie i nadrabiać mnóstwo materiału?
-
- Ile czasu jestem realnie w stanie poświęcić na naukę?
-
- Czy mam świadomość, że na jakiś czas będę musiał zrezygnować z niektórych rzeczy? Czy jestem gotów, by zacisnąć zęby i odpuścić pokusy?
-
- Czy jestem świadom, że MOŻE mi się nie udać? Czy mam świadomość, że czeka na mnie mnóstwo przeszkód?
-
- Czy wiem, że mam przed sobą jeszcze inne egzaminy i prace do wykonania? Czy będę w stanie to wszystko pogodzić?
-
- Czy jestem świadom, że będę wielokrotnie zmęczony, zniechęcony? Czy będę miał w sobie dużo siły, by przełamać niemoc i kryzysy?
-
- Jaki wynik jestem w stanie realnie osiągnąć? Co będzie mnie satysfakcjonować?
Ważne! Bądź szczery przed samym sobą. To nic złego, jeśli niektóre odpowiedzi mogą Ci się nie podobać. Tu chodzi o pewną deklaracje przed samym sobą. W końcu chodzi o Twój egzamin, Twoją przyszłość.
3) Jeśli na powyższe pytania w większości odpowiedziałeś twierdząco, dobra robota. Pierwszy, jeden z trudniejszych kroków wykonałeś. Może się jednak okazało, że pojawiły się w Tobie pewne wątpliwości, zwątpienie…
4) I tu trafiamy do kolejnego punktu – bardzo trudnego dla wielu. Jeśli już na starcie czujesz, że może to nie jest dobry pomysł i masz przed sobą inne egzaminy, to może warto byłoby się zastanowić, który z nich ma przed Tobą rzeczywiście najistotniejsze znaczenie. Przed nami pozostało niewiele czasu, ale to wciąż są tygodnie, które możemy poświęcić na solidne przygotowania. Możliwe jednak, że nie zdołamy się wywiązać z części naszych aspiracji, postanowień. Właśnie dlatego, spróbuj sobie odpowiedzieć na pytanie, do których egzaminów jesteś w stanie przygotować się najlepiej, realnie i czasowo. Dokonaj selekcji, wybierz to, co dla Ciebie kluczowe. Odpuszczanie nie jest przyjemne, ale czasem paradoksalnie może nam bardziej pomóc nic zaszkodzić. Kiedyś opowiem Wam zresztą o tym w osobnym wpisie 🙂
Mam nadzieję, że trochę Wam pomogłem z podjęciem trudnych wyborów 🙂 W następnym wpisie postaram się odpowiedzieć na pytanie, kiedy najlepiej zacząć, aby nie stanąć przed omówionym powyżej dylematem 🙂
Dajcie znać, czy taki materiał Wam się podoba! Jeśli seria okaże się dla Was przydatna, będę ja kontynuować 🙂
Do zobaczenia!